14.06 W nocy po prawie 3h
błąkania się po Astrahanie w celu znalezienia drogi wyjazdowej z miasta
prowadzącej do granicy rosyjsko – kazachskiej docieramy do upragnionego celu.
Spodziewaliśmy się biurokracji, jak na Ukrainie, a tu niespodzianka wszystko
przebiegło bardzo sprawnie. Co ciekawe przejsćie w Gyosham ma 10km pas „ziemii
niczyjej” po rosyjskiej odprawie. Powoli zaczynają się drogi typu Armaggedon i
jazda slalomem. Wyboiste drogi wynagradza nam bajecznie tanie paliwo 110 T – ok
2,5 zł ( 151T = 1$ ).
Atyrau jest dużym miastem, w którym prawie każde drzwi
prowadzą do banku. Tutaj przejeżdżając most nad rzeką Ural wjechaliśmy
oficjalnie z Europy do Azji.
Jestesmy w Azji. |
Co zobaczyć? Atyrau niczym nie zachwyca – ładny,
zadbany plac z pomnikiem XIXw bojowników o wolność Makhambet i Isatai otoczony kwiatami obok
znajduje się niebieski meczet Mangali.
Według mapy oraz miejscowych znaków,
miasto jest położone 35km od Morza Kaspijskiego. Postanawiamy spędzić nocleg na
piaszczystej plaży z chłodną bryzą i
nieograniczonym dostępie do wody. Jednak musimy tam dojechać... Zasięgamy
informacji wśród miejscowych, ale jest spora rozbieżność – policjanci twierdzą,
że do morza mamy 500km, a uprzejmy mówiący trochę
po angielsku taksówkarz Donio twierdzi, że 30 km i rysuje nam mapką nawigacyjną.
Jedziemy. Piękny asfalt za miastem przechodzi w wyboistą drogę otoczoną z
jednej i drugiej strony 2m trzcinami. Zaczynamy czuć na twarzach chłodny powiem
morskiej bryzy, widzimy przelatującą rybitwę i wydaje się nam, że może czai się
tuż za rogiem.. Szuwary ciągną się w nieskończoność. Szuwary... Szuwary... Po
godzinie „szuwarowania” poddajemy się i decydujemy się na nocleg nad Uralem z
nieodłącznym towarzystwem komarów i muszek.
Kierujemy się na Aktobe.
Niviasta zaczyna czuć pod kołami kazachskie drogi, a raczej ich brak. Zasada
jest jedna – pod żadnym pozorem nie jechać główną „asfaltową” drogą, bo to
tylko skończy się wyłapaniem wielkich metrowych wyrw. Za przykładem miejscowych
aut poruszamy się równoległymi do głównej, wyjeżdzonymi stepowymi, piaszczystymi
drogami, których zawsze jest kilka do wyboru. Prędkość mamy śr. 30- 40kmg/h. Po
kilku godzinach zastanawiamy się , dlaczego ludzie płacą olbrzymie sumy
pieniędzy za offroad. My będziemy go mieli przez najbliższe 3000km...
Wskazówka
paliwa niebezpiecznie spada do zera. Stacji paliw, która wg lokalsów miała być
– nie ma, w naszych kanistrach paliwa też brak. Zatrzymuje się przy przydrożnym
barze”KAFE” . Słowo „benzin” jakoś nie przemawia do miejscowych Na
horyzoncie pojawia się ich trzech policjantów, wspominaję coć o „zaprawce”
i za ich prośbą jedziemy za nimi do wioski. Zastanawiamy się czy może nas nie
wywożą do komisariatu... Podjeżdzamy przed dwa, duże zardzewiałe zbiorniki. Uff
jest paliwo - „zaprawka” :) Kosztuje trochę drożej 125 T zamiast 110T,
ale najważniejsze, że jest. Policjanci trochę się z nas podśmiewają, miła pani
napełnia nam kanistry i szczęśliwa „nawodniona” Niva może ruszać dalej. W końcu
mamy pierwszy nocleg bez parszywych owadów, ale żeby nie było nudno pojawia się
bardzo porywisty, stepowy wiatr niosący tumany pyłu. Namioty gnąc się na
wszystkie strony, dzielnie z nim walczą do samego rana i przechodzą tą próbę na
pięć :)
Kazachski nocleg |
Niwo kontrukcje cieniujace |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz