sobota, 17 sierpnia 2013

GRANICA KIRGISKO-TADZYCKA – part 10 31.07 - 1.08 – RATUNKU!!! UTKNELISMY NA ZIEMI NICZYJEJ

31 lipca okolo 12:00 docieramy na kirgiski posterunek graniczny. Nie ma zadnych aut, ale wszystko dzieje sie bardzo, bardzo wolno… Cierpliwie czekamy. Pogranicznicy sa bardzo mili, zagaduja, nic nie sprawdzaja maja jednak jedna prosbe – czy moglibysmy zabrac stad turyste ktory utknal. Robimy przepakowanie i na poklad zabieramy pozytywnego Holendra – Rolanda, ktory jest po geografii, zwiedzil kawal swiata, spedzil kilka lat w armii w Afganistanie, a teraz podrozuje po Azji. Zrobilo sie rozmownie :) Teraz mamy 25 km wspinaczki na przelecz Karyl Art na powyzej 4600 m.n.p.m. za ktora jest posterunek tadzycki. Ujezdzamy 2 km “ziemia niczyja”, Niva krztusi sie I staje. Nie chce odpalic. Maciek sprawdza wszystkko I jedyne co moglo sie zepsuc to wtrysk paliwa wymieniony w Osh! Nie jestesmy w stanie nic zrobi, bo to jedyna czesc w aucie, ktora ma specyficzny szesciokatny klucz ktorego nie mamy :). Co gorsza, okazuje sie, ze dojazd na slynna Pamir Highway najbardziej popularne przejscie pomiedzy Kirgistanem a Tadzykistanem jest droga totalnie pusta. Raz na kilka godzin mozna minac samochod turystow, ktorych przyciagnela jak nas slynna droga, ale za to jest mnostwo rowerzystow. Pustkowie. Raptem znikad wylaniaja sie trzej pogranicznicy z AK47. Bedziemy ich atrakcja dnia. Jeden z nich zna sie troche na mechanice, jednak pierwsze proby koncza sie porazka. Zolnieze wpadaja na pomysl dorobienia klucza z jednego ze srubokretow. Wracamy do epoki kamienia lupanego ;) – pilowanie obijanie itp. Po 3 godzinach pojawia sie chlopak i ma pasujacy klucz :). Pogranicznik wykreca wtrysk, cos przy nim dobrych kilka minut kombinuje, uszczelnia nitka i po chwili slyszymy cudowny dzwiek silnika. W zamian za pomoc zabieramy jeszcze jednego pasazera – kirgiskiego dziadka o trudnym do wymowienia imieniu. Jedziemy Hurra! Niestety nie wyczerpalismy limitu przygod na dzien dzisiejszy… 

Ratunku! Toniemy!

Szczesliwa czteroosobowa ekipa naprawiona Niva jedziemy ladna szutrowa droga. Nagle przed nami wylania sie przeszkoda. Rwaca, blotniscie czerwona rzeka, ktora przeciela droga. Nie ma objazdu, trzeba jechac naprzod. Nurt nie wyglada ciekawie, zbyt plytko tez nie jest. Pojawiaja sie juz kilka razy przez nas mijani dziadkowie z Niemiec i na swoich wielkich kolach przejezdzaja bez problemow. My tez musimy dac rade… Wjezdzamy… Przod autka uderza w kamien, nie jestesmy w stanie ruszyc ani do przodu ani do tylu, kola buksuja, silnik gasnie i juz nie odpala. Brunatnoczerwona woda zaczyna wdzierac sie wszystkimi szczelinami do srodka, czas sie ewakuowac! Nurt blokuje dzwi. Wyskakujemy po kolei przez okna, do wody nie daje rady, jest zbyt gleboko i rwaco, jedyny sposob to przez okno na maske i na lad. Stoimy na kawalku suchego ladu pomiedzy dwoma rwacymi strumieniami. Pojawia sie pomoc – dziadkowie biegna z holem, niestety jest za krotki. Na szczescie pojawia sie Navara. Zwiazujemy 2 hole, Maciek walczac z podcinajacym nogi nurtem z sukcesem zaczepia od spodu hol. Przeskakuje przez maske i okno z powrotem do wnetrza Niviasty. Pierwsza proba szarpniecia konczy sie niepowodzeniem, auto wbija sie mocniej w rzeke… Navara dodaje gazu i Nivka wyskakuje z niebezpiecznej rzeki. Ze wszystkich szpar wylawa sie mulasta woda. Przy siedzeniu kierowcy znajdujemy Macka portfel, ktory szczesliwie wypadl w samochodzie, a nie poplynal do Sary Tash. Zaczynamy mozolne suszenie, silnik wyglada na niezalany… Samochody odjezdzaja, znow zostajemy sami z naszymi dwoma autostopowiczami. Kirgiski dziadek pomaga suszyc pieniadze, chlopaki wybieraja butelkami wode. Po 2h wsrod pamirskich gor rozlega sie mily dla ucha dzwiek silnika. Ruszamy wglab “ziemii niczyjej”…
Standardowo foty nie oddaja dramatyzmu - nasza przeszkoda

Nasza Niva utknela 2 metry w strone waszych oczu , a tam juz bylo gleboko gleboko !!!

Tu kiedys byla droga, ale sie zmyla ...

Iveco emerytow z Niemiec ktorzy Nas ratowali


Tak wygladalo wnetrze Nivy tydzien pozniej - jak wyschlo czerwony mul pozostal

Czy “ziemia niczyja” bedzie naszym domem ???
Zostalo 5km do granicy, droga jest coraz bardziej kreta, stroma i wtedy nasza Ladacznica buntuje sie i nie chce odpalic. Autostopowy dziadek mowi nam, ze za 500m jest dom jego przyjaciela. Zaczynamy pchac i Maciek odjezdza w dal w kierunku zabudowan. Cudownym zbiegiem okolicznosci Niemieccy emeryci tez tu nocuja i  pomimo zmroku, lodowatego wiatru zabieraja sie do mechanicznej walki z wtryskiem paliwa: wymieniaja stary na nowy, nowy na stary, podmieniaja elementy – wszystko spelza na niczym. Poddaja sie. Jedym pocieszeniem jest ciepla strawa w pobliskim domu. Zasypiamy w namiocie z mysla, ze tym razem naprawde utknelismy. Ja jestem za opcja zrzucenia Nivy w przepasc, zawrocenia na stopa do Osh, wierze, ze Tadzykistan nie jest nam pisany. Maciek nie szuka drastycznych rozwiazan, woli przespac sie z problem lub proponuje otworzyc budke z hot-dogami :P Od rana nasi Niemieccy przyjaciele probuja znow walczyc z autem. W pewnej chwili pojawilo sie auto, a z niego wysiadl Pan, ktory podszedl do Naszej Nivy i podjal probe naprawy. Po 2h godzinach uslyszelismy ten cudowny, upragniony dzwiek. Nasz magik usmiechnal sie, nie chcial zadnych pieniedzy iI zaprosil w drodze powrotnej do siebie do Osh. Do tej pory zastanawiamy sie skad sie wzial, bo dla nas spadl z nieba, czy byl to przypadek czy kirgiski dziadek wykonal telefon po pomoc…

Dom na ziemii niczyjej

Proby odpalenia ...

Nasz magik co spadl z nieba i postawil Nive na nogi :)

3 komentarze:

  1. oooo szok!!!! rzeka szok i dopiero teraz o tym słyszę i widzę! jesteście nienormalni! :D
    a naklejki trzymają się dalej mimo tych akcji nieźle :]

    OdpowiedzUsuń
  2. naklejki zrobili nam pierwsza klasa nic ich nie rusza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. kolejny punkt na mapie "to-see" Kirgistan :D
    Mega Wyprawa ! tak trzymać, nie dajcie się ! :D

    OdpowiedzUsuń